Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/89

Ta strona została przepisana.

przy swoim klęczącym kochanku; następnie objęła jego piękną głowę i poczęła ją okrywać pocałunkami.
— Jakże jestem niewdzięczna, niegodna ciebie! — mówiła wśród łez. — Ten biedak skoczyłby dla mnie w ogień, a ja jeszcze się skarżę na niego! Ani słowa więcej, mój drogi!
— Juljo, moja droga Juljo — czy to mówi głowa czy serce?
— Ja nie jestem kochaną Julją, ja jestem wyrodnym potworem! Alboż twoja miłość własna nie jest moją? Alboż imam zmuszać mego kochanka do poniżania się przed jakim Ducanson‘em, czy Grenouillot’em — czyżby mnie to samej nie poniżało? Czyżby mnie miało nie obchodzić, gdy ty się poniżasz? Mówię ci, byłam nierozsądna, ale człowiek wtedy tylko umie ocenić swe szczęście, kiedy go nie ma, albo już je stracił... Jedną chyba wadę mogę ci zarzucić, mój drogi, to, że jesteś dla mnie zbyt dobry.
— Jakże ci nie mam pobłażać. Juljo, skoro mię tak kochasz?
— Ty mnie psujesz, nieraz powinieneś wyłajać mnie jak się należy, a nie czynisz tego. Bodaj to nie było prawdą, co mówi moja ciotunia, która cię przecież uwielbia. Czy wiesz — powiada — dlaczego się boję czasami naszego małego plenipotenta? Bo ci zanadto ulega, gdy ja, na jego miejscu, nieraz bym ci się okoniem postawiła.
— Mój aniele, nie chcę ci nigdy sprawić najlżejszej przykrości.
— Otóż dlatego właśnie, że mnie kochasz, powinieneś być czasami surowy dla mnie. Alboż mogę kiedy zapomnieć, co dla mnie uczyniłeś?... Jak moja ciotunia, Sauvageot, powiada: Wynajdź sobie drugiego takiego człowieka, któryby, jak on, prowadził sumiennie wszystkie twoje rachunki, któryby skrupulatnie notował twoje wydatki, znajdował pewną lokatę dla twych depozytów, chodził do adwokata, do notarjusza, umawiał się z dyrektora-