mi teatrów, kaptował recenzentów — słowem, był prawdziwym totunfackim.
— Ale cóż w tem dziwnego, Juljo, że się zajmuję twe mi sprawami? Alboż minie one mniej d ciebie obchodzą? Alboż nie mam uczyć się od ciebie porządku i oszczędności?
— Tak, prawdę mówisz!
— Przytem jesteś tak piękna, tak dobra! No, ale wysłuchaj mnie, Juljo, powstań.
— Byłam wobec ciebie niesprawiedliwa; tu jest moje miejsce.
— Nie, mój aniele, proszę cię.
— No, jak chcesz, siadaj więc na krześle, a ja ci usiądę na kolanach.
— Zgoda — teraz podaj mi ręce — nie patrz na mnie tak czule swemi ślicznemi oczyma, bo mi przeszkadzasz zebrać myśli, a chcę z tobą pomówić w ważnej sprawie. Wysłuchaj mnie, zaklinam cię.
— Kochany Edward — mówiła panna Julja, sadowiąc się na jego kolanach — nigdy tak do mnie nie mówił, nigdy tak na mnie nie patrzył; wyraźnie ma mi coś ważnego, coś bardzo czułego do powiedzenia.
— Bardzo ważnego, dlatego właśnie prosiłem, żebyś przyszła do mnie.
— Słucham cię, Edwardzie... Ale masz minę poważną... zupełnie, jak wtedy, pamiętasz, kiedy wahałam się jeszcze, a tyś mi mówił głosem, tak słodkim, a tak smutnym i uroczystym zarazem: „Juljo, przysięgam ci na pierścionek mojej nieboszczki matki, że nie będziesz miała nigdy kochanka bardziej przywiązanego, dbałego, wierniejszego ode mnie“. I wtedy, pamiętasz, łzy zakręciły mi się w oczach, patrz, zupełnie jak teraz! — i odpowiedziałam, nawpół przytomna: Edwardzie jestem twoja.
I panna Julja obtarła łzę, która znowu zaświeciła w jej czarnych oazach.
— Tak, Juljo, moja najdroższa Juljo, przypomnij sobie tę świętą pamiątkę — pierścionek mojej umierającej
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/90
Ta strona została przepisana.