rarja specjalne za benefisy... to istotnie warte trochę zabiegów i trudu!... A ja, głupia sądziłam, że jestem dość młoda i piękna, abyś mnie kochał dla mnie samej!... No i teraz widzę, że pierwsze wrażenie ciotki Sanvageot wcale jej nie omyliło: zanim zdołałeś i ją usidlić, powtarzała mi: strzeż się tego Montala, to kapcan, jakich mało i tobie chyba oczy do płakania zostawi. No i okazało się, że prawda... Edwardzie — mówiła panna Julja z bólem — czyż jesteś zgoła pozbawiany wstydu... czyż godziło się posługiwać pierścionkiem twej nieboszczki matki do tak nikczemnej przysięgi?... Ach, a ja tak szczerze cię kochałam.
Ostatnie wyrazy pozbawiły pana de Montal resztek przytomności; nie mogąc hamować się dłużej, wykrzyknął, wskazując na pierścionek:
— Pierścionek mojej matki... oto jest... przecież nigdy nie rozstaję się z nim!... Tylko ty mogłaś uwierzyć, że hańbiłbym pamiątkę po mojej matce, wręczaniem jej istocie podobnej tobie... Pierścionek, który ci wtedy dałem, nigdy do mojej matki nie należał... poprostu sobie zażartowałem.
— No, to jeszcze gorzej, mój panie, robić sobie żarty z pamiątką po nieboszczce matce — zawołał panna Julja z prawdziwą dumą i godnością. — Hrabia omal nie rzucił się na nią.
— Czy będziesz cicho?... — wrzasnął.
— Ach, teraz poznaję się na tobie!... Co za gęba, co za oczy!... Aha, to pan chce mnie straszyć?... no, to ja wolę się wynieść. No, nie spodziewałam się czegoś podobnego.
Pan de Montal chwycił ją silnie za rękę.
— Ach... chcesz wyjść... żeby po całem mieście roztrąbić, że cię obciąłem poślubić, a tyś odrzuciła moją propozycję!
— Ależ chyba pan nie będzie próbował zatrzymać mnie siłą? Puść pan moją rękę... szczypiesz mnie pan; proszę mnie puścić!
Strona:PL Sue - Czarny miesiąc.djvu/94
Ta strona została przepisana.