wiek ten chuchał w palce, łupał nogami, ażeby się rozgrzać nieco i niecierpliwie spoglądał na ścieżkę prowadzącą około podstawy jednego bastionu.
Nareszcie w dziesięć minut późniéj, drugi mężczyzna odziany płaszczem, a dotąd osłoniony wystającą częścią bastionu, pokazał się na ścieżce i spiesznie zbliżył się do człowieka odzianego opończą.
Przywitawszy się, zawiązali następującą między sobą rozmowę:
— Myślałem ie się spóźnię, — rzekł męzczyzna w płaszczu.
— Mamy jeszcze kwadrans czasu, — odpowiedział drugi; — czy masz szpady?
— Oto są... właśnie one mnie zatrzymały, bo z trudnością mi przyszło wystarać się o nie. A Iwon,... czy widziałeś go dzisiaj rano?
— Nie; powiedział mi tylko wczoraj wieczorem że tu przyjdzie prosto. Obawiał się bowiem, i to słusznie, ażeby moje przybycie do mego, a potem nasze wyjście, tak ranne, nie zatrwożyło jego żony i nie obudziło w niéj jakiego podejrzenia.
Czy tak! zaczem Iwon przyjdzie, opowiedz nu, mój kochany, przedmiot téj kłótni; Wiesz
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/10
Ta strona została przepisana.