Powóz toczył się szybko od dziesięciu minut, a pocztylion od czasu do czasu, jakby umyślnie, dla zabawy, trzaskał z bicza słuchachając odbijającego się echa; w tem nieznacznie konie zwolniły biegu, z galopu przeszły w kłus, z kłusu w powolny truchcik, aż nareszcie powóz zupełnie stanął.
Piotr zsiadł z konia, obejrzał tylną nogę swego wierzchowca i zawołał:
— A bodaj cię jasne pioruny! otóż znowu mój koń mi zakulał.
— Co!... zakulał? — powtórzył podróżny zawsze głosem spokojnym, chociaż te ciągłe przystanki mogły były nawet człowieka świętego skusić do niecierpliwości. — Co!... za — kulał?...
— Okropnie kuleje.. — odpowiedział Piotr trzymając jeszcze konia za nogę.
— I jakimże to sposobem mogło mu przyjść to okulawienie?
— Niech mnie djabli wezmą jeśli wiem jakim sposobem....
— Więc zostaniemy na drodze?
— Nie, mój obywatelu... nie byłoby to nic tak niebezpiecznego, gdybym mógł tylko zoba-
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/103
Ta strona została przepisana.