Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/104

Ta strona została przepisana.

czyć od czego on tak okulał, ale już noc się robi coraz ciemniejsza.
— Prawda, że bardzo jest ciemno, — wtrącił podróżny. — Trzeba będzie pamiętać zapalić latarnio na pierwszym przeprzęgu.
— Ah! już czuję palcem co to jest, — zawołał pocztylion, — to kamyk wcisnął się między róg a podkowę... Gdybym go tylko mógł wyjąć... toby nic nie było.
— Spróbuj, mój kochany, gdyż powiedziawszy prawdę, jakieś nieszczęście nas prześladuje, — odpowiedział podróżny głosem najspokojniejszym w świecie.
Tymczasem pocztylion przeklinał głośno i złorzeczył kamykowi, którego nie mógł wydobyć, a śmiał się ukradkiem z powodzenia swego podstępu, rachując sobie w duchu, że dwaj marynarze mieli już dosyć czasu, ażeby stanąć na miejscu umówionem; dla tego też niegodziwiec krzyknął radośnie i z wielkiem zadowoleniem:
— Nareszcie... wydobyłem już ten przeklęły kamień; teraz dopiero ruszymy z kopyta... i polecimy jak ptaki.
Jakoż, powóz szybko w dalszą puścił się drogę.