Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Noc zupełnie już zapadła, lecz dzięki czystości nieba i jasności gwiazd, ciemność nie była jeszcze zbyteczną.
Tym razem pocztylion jednym tchem stanął u stóp wzgórza.
Tu dopiero zatrzymał zdyszane konie, a zszedłszy na ziemię, zbliżył się do drzwiczek i rzekł do podróżnego:
— Przybyliśmy teraz pod wysoką górę, pójdę ja kawałek przy koniach, ażeby im ulżyć trochę; jak tylko staniemy na wierzchu, zahamuję koła, bo spadek z drugiej strony jest bardzo przykry....
— Dobrze, mój przyjacielu, — odpowiedział podróżny.
Rzeczywiście, przez parę minut pocztylion szedł przy koniach; lecz zwalniając coraz bardziej kroku, gdy tymczasem powóz zwolna postępował w górę, Piotr pozwolił wyprzedzić się pojazdowi.
W téj chwili Russell i Petri wyszli z krzaków ciągnących się nad drogą, i spiesznie zbliżyli się do pocztyliona. Ten, idąc ciągle, zdjął swój kapelusz z galonem, kurtkę z czerwonvm kołnierzem i palone bóty; Anglik zdjąwszy nawzajem swą opończę okrętową, wdział