mleka nie spostrzeże się wcale. Ja usiądę za powozem, z waszym towarzyszem... O pól mili od stacyi jest druga góra.
— Otóż... w tem miejscu, — rzekł Russell, — ja zsiądę... ty odbierzesz swój ubiór, ja się przebiorę, i rzecz będzie skończona; teraz mój przyjacielu, oto masz twoje dwadzieścia franków.
I wsunąwszy Piotrowi sztukę złota w rękę, Russell podwoił kroku, dopędził konie może o dwadzieścia kroków od wierzchołka góry i dalej szedł przy nich.
Noc była tak ciemną, że podróżny nie mógł się spostrzedz na téj zamianie osób; zresztą, nie dziwiło go to bynajmniéj, że pocztylion jak się to często zdarza, same konie pozostawił na chwilę w czasie jazdy pod stromą górę; ale gdy powóz bliskim już był wierzchołka, podróżny odezwa! się do pocztyliona:
— Mój chłopcze, nie zapomnij tylko dobrze przytwierdzić hamulec.
— Zaraz, panie, — odpowiedział mniemany pocztylion półgłosem, i poszedłszy za powóz rzekł pocichu do Maltańczyka i do Piotra:
— Siadajcie teraz z tylu i trzymajcie się dobrze ressorów, zatamuję koło.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/107
Ta strona została przepisana.