dować... ale ja, bronić pana będę... Tymczasem daj mi pan filiżankę herbaty...
— Na Boga żywego!... — zawołała ochmistrzyni śmiejąc się, — ten nieszczęśliwy, gotów jeszcze rozbić ten piękny różany serwis, który Pan przywiózł z sobą z ostatniej podróży.
Lecz Onezym zawiódł teraz złośliwą przepowiednię ciotki, przyniósł bowiem śmiało i bez żadnego wypadku filiżankę herbaty dziewicy... która rzekła do niego uprzejmie:
— Bardzo dziękuję panu Onezymowi za jego grzeczność.
I słowa to wymówiła z najmilszym uśmiechem... spotkawszy jednocześnie wielkie melancholiczne oczy biednego kaleki, które machinalnie zwracały się ku niéj... jak gdyby jéj szukały... To niepewne i smutne, prawie błagające spojrzenie wzruszyło dziewicę.
— Niestety! — pomyślała sobie, — on nie spostrzegł żem się do niego uśmiechnęła; jego biedne i słodkie oczy zdają się błagać przebaczenia za swoje kalectwo.
Myśli te zasmuciły ją tak widocznie, że ochmistrzyni odezwała się do niéj:
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/122
Ta strona została przepisana.