Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/136

Ta strona została przepisana.

— Nie, nie, panie Onezym, proszę mi przebaczyć tę słabość, któréj się sama teraz wstydzę....
Poczem, uśmiechnąwszy się lekko, powiedziała do ochmistrzyni:
— Zresztą, twoja to jest wina... to twoje dumne myśli sprowadziły tę rozmowę... Ale, słuchaj... przekonana jestem, że ty sama wrócisz do rozsądniejszych wyobrażeń... i, że zamiast marzyć o bohatyrach wielkiéj armii, z czasem, postanowisz pójść za tego poczciwego człowieka, który już od tylu lat wzdycha do ciebie.
— Ja! — zawołała ochmistrzyni, — ja miałabym pójść za kommissanta mojego Pana, za cywilnego, za takiego hołysza, za człowieka którego mam w podejrzeniu, że jest większym jeszcze tchórzem jak niezgrabijaszem, i który z każdéj podróży Pana wraca z jakim ubytkiem lub dodatkiem do swojéj osoby? I tak: to mu koło młyńskie zetrze nogę i uczyni go kulawym, to wsadzi dwa palce pomiędzy zęby jakiéj machiny, któréj, jak powiada, chciał się tylko dotknąć; to znowu, i nie dziwiłabym się bynajmniéj jeśli był pijany wtedy, upada (jak sam powiadał) tak nieszczęśliwie na skorupy