Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/146

Ta strona została przepisana.

wie i uniesienia... kiedy... o!... to już wiele lat temu... tak, byłam jeszcze maleńką... zdaje mi się, jak gdybym jeszcze widziała... w obszernym kapeluszu... czarnym kaftanie i białych spodniach; dziwny to ubiór... żałobny... jak liberya umarłych... Było to wieczorem... mego ojca nie było w domu... wtedy... człowiek ten... mój Boże... człowiek ten wszedł do nas... nie wiem którędy... ja go dawniéj nigdy nie widziałam... człowiek ten... groził méj matce, która mnie trzymała na ręku... Ona rzekła do niego z płaczem... o! przypominam to sobie dobrze:
— Łaski przynajmniej dla mego dziecięcia!
— Ale on... zawołał, grożąc ciągle méj matce: — Więc ty nie wiesz, że ja w gniewie moim gotów jestem na wszystko!... — A potem... rzucił się... Wtedy... matka moja... o! matka moja... umarła... a ja...
Dziewica nie mogła już więcéj mówić, dostała jakiegoś spazmowego napadu, jaki jej zawsze sprawiało to bolesne i straszne wspomnienie z jéj lat dziecinnych nieszczęsnego wypadku połączonego z fatalnem i nagłem wstrząśnieniem, od którego datowała owa wrażliwość nerwowai chorobliwa, wynikająca z ka-