wyszli z swego podziwienia... gdyż wszystko to nie trwało może i dwóch minut czasu.
— „Wszyscy trzéj spuścicie się natychmiast na dno statku, — krzyknąłem na nich, — jeśli nie, zastrzelę dwóch na miejscu, a trzeciego zarąbię toporem!
„Ludzi tych odgraniczała odemnie tylko szerokość klapy, to jest około czterech stóp odległości, mogłem więc do nich strzelać na pewno. Skoczyli więc na dno, gdzie dogorywały jeszcze szczątki zapalonych przezemnie przedmiotów; raniony poszedł także za nimi, po czem spuściłem klapę i przymocowałem ją żelaznemi drągami, a następnie udałem się na tył statku.
— „Oddaj mi ster rzekłem do starego majtka, biorąc rudel z jego ręki, — a sam z chłopcem weź się do wiosła i żagli... sprawujcie się zaś dobrze... bo inaczéj... zastrzelę was obu.
„Odbierałem właśnie ster z rąk starca, gdy ten cofnąwszy się z trwogą zawołał:
— „Wszakże to Kapitan Kamienne-serce!
— „Czy ty mnie znasz?
— „Czy ja pana znam! Kapitanie, przecież ja na Głowni-Piekielnej odbyłem dwie wyprawy.
— „Nazywasz się tedy?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/154
Ta strona została przepisana.