końcami spadającemi na czarną sukienną kamizelkę, w długim surducie koloru orzechowego i w takichże spodniach, które odsłaniały powabnie jego czarne pończochy z grubego jedwabiu i sznurowane trzewiki; prawą rękę (pozbawioną dwóch palców, które jak mówił zostawił przez nieostrożność pomiędzy zębami jakiejś mahiny), opierał się na grubéj trzcinie, gdyż mocno kulał skutkiem drugiéj jakiejś nieuwagi; jednem słowem, widząc Segoffina, możnaby go poczytać (gdyby nie owa blizna), zajakiego pisarza przy notaryuszu, lub sędziego prowincyonalnego, które to godności, pozornie, zupełnie odpowiadały jego nowym obowiązkom kommissanta pana Cloarek, negocyanta towarów rueńskich.
Ujrzawszy Segoftina, pani Robertowa, pomimo szyderstw, któremi go zwykle od tylu lat obarczała, nie myślała przecież ukryć pewnego zadowolenia, jakie widok jego w niéj obudził, i oddana radości, jaką jéj ten powrót sprawił, nie spostrzegła z początku, że Segoffin usiłował ciągle tak stawać, ażeby go tylko z profilu lub w dwóch częściach twarzy widzieć mogła, chcąc tym sposobem odwlec jak najdłużéj chwilę tłomaczenia się z nowéj straty
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/167
Ta strona została przepisana.