żu... ma się rozumieć... biegnę do drzwi przez samę ciekawość.
— Poznaję cię, poznaję zupełnie.
— Biegnę więc do drzwi... zawsze z okularami na nosie... Pamiętaj o tem, moja droga.
— Cóż się lody stało?
— Patrzę na jedną, na drugą stronę, w górę i na dół, ażeby się dowiedzieć skąd wyszedł ten krzyk, gdy nagle... Ah! moja droga...
— Dokończ.
— Czuję w prawem oku ból tak okropny, jak gdyby mi je kto czerwonem żelazem przebił....
— Ah! mój Boże!... i cóż to było?
— Przez pomyłkę tego niedołęgi optyka, jedno ze szkieł moich okularów było nadzwyczajnie powiększające, — rzekł Segoffin głosem żałosnym, — było to szkło palące... gdym więc nos podniósł do góry, słońce działało prostopadle na okulary, jedno szkiełko skierowało się prosto na moje oko jak gdyby na hupkę.... wypaliłem oko... moja droga... oślepłem...
— Czy to być może! — zawołała pani Robertowa zdumiona, nie mogąc prawie uwierzyć
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/171
Ta strona została przepisana.