— Poproszę cię o coś... ponieważ mi zawsze wymawiasz że nigdy nic nie żądam od ciebie.
— Nie możesz mi większéj wyświadczyć przyjemności, moje dziecię... Mów zatem... czegóż żądasz odemnie?
— Twojéj opieki... twojéj pomocy...
— Dla kogo?
— O! dla osoby, klóra godną jest tego... za którą Zuzanna ma cię także prosić... ale uważaj, jak ja zazdrosna jestem... pragnę być pierwszą ażeby ci polecić mego protegowanego...
— Waszego protegowanego...
— Naszego protegowanego...
— Już to on może być pewny że otrzyma wszystko odemnie czego tylko zapragnie... ale czegóż on żąda?
— Mój Boże! on, on niczego nie śmie żądać... on taki bojaźliwy... ale to ja z Zuzanną będziemy prosiły za niego... Położenie jego jest tak zajmujące... tak bolesne...
— Biedne dziecię! dobro i tkliwe serce, jak, ty jesteś wzruszoną, jak się rumienisz!... Jestem przekonany, że to idzie o kogoś bardzo nieszczęśliwego.
— O! tak, mój ojcze!... a potem, cóż chcesz?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/191
Ta strona została przepisana.