kiedy się widzi kogoś codziennie... i kiedy go można najlepiéj ocenić... naturalnie, wtedy zajęcie nasze wzrasta...
— Ależ, moje dziecię, o kim ty chcesz mówić?
— O panu Onezymie.
— Któż jest ten pan Onezym?... Poczekajno, pan Onezym? to nazwisko nie jest mi nieznane...
— To kuzyn Zuzanny...
— Tak, tak... często mi o nim mówiła; nazwisko jego utkwiło mi jakoś w pamięci... to syn siostry Zuzanny którą utraciła przed dwoma laty...
— Tak, mój dobry ojcze, to sierota.., Mieszkał on w Lille, utrzymując się z małéj posady w jakiejś administracyi, ale musiał jéj się wyrzec... Wtedy nie mając innych środków utrzymania jak swoje miejsce, Zuzanna, wiedząc że jesteś tak dobry, sprowadziła go tutaj na jakiś czas.
— Ah! więc on tu jest?
— Tak mój ojcze.
— I mieszka w naszym domu?
— Tak, kochany ojcze, już od dwóch miesięcy.
— Dobrze, ale ty się znowu rumienisz.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/192
Ta strona została przepisana.