wiedz Pan że nie myślisz ażebym była w sianie dopuścić się tego!
— Powtarzam ci że byłaś nierozważną... żeś postąpiła bez zastanowienia... oto wszystko... a tego jest dosyć... Ale, żeby cię posądzać o jakąś niecną rachubę... byłoby szaleństwem... Pojmuję nawet że niektóre szczególne okoliczności dotyczące osoby twego siostrzeńca, musiały ci się zdawać dostateczną rękojmią... i że, sądząc go tak jak ty go sądziłaś, młodzieńcem małoznaczącym, nie domyślałaś się nawet niebezpieczeństwa znajdującego się w zbliżeniu go do méj córki.
— Niestety! Panie, to jest szczera prawda; nie uważałam go inaczéj tylko jak nieszczęśliwe dziecko bez żadnego znaczenia.
— Wierzę ci, powtarzam, ale złe już się stało.
— Na szczęście, Panie, to złe może się jeszcze naprawić; jutro o świcie Onezym wyniesie się z tąd i noga jego nie postanie już w tym domu.
— Ja tego nie chcę, — zawołał Cloarek; — a Sabina?
— Jakto, — Panie?
— Ten odjazd może ją zasmucić... może ją
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/210
Ta strona została przepisana.