mniawszy o kalectwie biednego krótkowidza, który widząc tylko o kilka kroków od siebie jakąś postać wątpliwą, wpatrywał się w Iwona uważnie, nie mogąc wszakże rysów jego rozróżnić, Cloarek uważał takie jego postępowanie zbyt śmiałem a nawet zuchwałem.
Siostrzeniec Zuzanny, tem więcéj zdziwiony milczeniem nieznajomego, że wejście jego było tak głośne, postąpił o parę kroków na spotkanie swego gościa, ażeby rysy jego rozpoznać, i z pewnem wahaniem rzekł do niego głosem łagodnym:
— Kto tam?
Cloarek ciągle zapominając o kalectwie młodzieńca, uznał podobne zapytanie bardzo niegrzecznem i odpowiedział niechętnie:
— Kto tam?... gospodarz tego domu, mości panie...
— Pan Cloarek! — zawołał Onezym cofając się lękliwie z oznaką poszanowania i spuściwszy machinalnie oczy, jak gdyby one, niestety! były dosyć przenikliwe ażeby się, mogły narazić na spotkanie wzroku ojca Sabiny.
Bo rzeczywiście, głos Iwona zanadto był znaczący, ażeby Onezym, obdarzony wielkim tak-
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/219
Ta strona została przepisana.