Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/221

Ta strona została przepisana.

wszelkiéj życzliwości... Mój Panie... Później zobaczę co mi uczynić wypadnie...
— Gdybyś Pan był nawet zupełnym panem losu mego, — zawołał Onezym z pełną poszanowania stałością umysłu, — nie wiem czybyś Pan w ten sposób chciał do mnie przemawiać!
— A któż Panu powiedział, że los jego nie jest w moim ręku?
— Panie...jakiem prawem?
— Jakiem prawem?.... — krzyknął Cloarek z gwałtownością, która go zbyt daleko uniosła, — a pan... czy nie podjąłeś się także razwiązania mojego przeznaczenia?... co?...
— Ja... ja... przebacz Pan... ale ja Pana nie rozumiem!...
— Czy Pan śmiesz, — zawołał Cloarek, — spojrzeć mi w oczy, i odpowiadać w ten sposób!...
Biedny krótkowidz, zamiast obrazić się temi słowy, rzekł tylko z bolesną otwartością, wodząc w koło siebie błędnym i smutnym wzrokiem.
— Spojrzeć Panu w oczy? Niestety! chciał-