bez namysłu starając się przeniknąć w głąb jego myśli.
Onezym zbladł i zaczerwienił się z kolei; zadrżał i w przerażeniu swojem, czuł się tak bliskim omdlenia, że przymuszony był usiąść przy swoim stoliku; a nie mogąc ani jednego słowa odpowiedzieć, zakrył twarz obu rękami...
W poruszeniu które uczynił ażeby twarz swą zakryć, chustka którą rana jego była obwiązana, spadła i odkryła jego rękę, jak równie całą oparzeliznę, o któréj Sabina mówiła już ojcu; ten, od dawna już był oswojony z widokiem rozmaitych ran, a jednak, pomimo całéj ważności swéj rozmowy z Onezymem, zadrżał i powiedział do siebie:
— Ah!... nieszczęśliwy... jakże on musi cierpieć! Musi mieć wiele męztwa, ażeby tak cierpliwie znieść taką boleść;... to męstwo... połączone ze słodyczą jego charakteru i z tą niezachwianą godnością, którą zdaję się w nim odkrywać, zwiastują przynajmniéj serce szlachetne.
— Widząc niemy smutek Onezyma, Cloarek dodał:
— Jakże mam tłomaczyć sobie to milczenie nic mi Pan nie odpowiadasz?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/223
Ta strona została przepisana.