łem... panie.. nigdy... dla szczęścia mojéj miłości... kochałem bez nadziei, ale także bez obawy i bez wyrzutów sumienia.
— Więc pana nie wstrzymywała obawa że ja dowiem się kiedyś o téj miłości?
— Mówię Panu, że nie zastanowiłem się nad tem... myślałem tylko o miłości. Ah! Panie, kiedy kto jak ja, skutkiem nieszczęsnego kalectwa, jest zupełnie oddzielony od przedmiotów zewnętrznych i wolny od rozdwojenia uwagi jakie one wywołują... gdybyś Pan wiedział jak to jest łatwo zatopić się wyłącznie w samotnem kosztowaniu jedynego i głębobiego uczucia!...
— Ale kiedy wzrok Pana jest tak słaby, więc tylko niedokładnie możesz znać rysy méj córki?
— Od czasu jak mieszkam w tym domu... dopiero dzisiaj wieczorem dobrze widziałem Pannę Sabinę.
— I dla czegóż to dzisiaj wieczorem, czemu nie dawniéj?
— Ponieważ raczyła dopomódz méj ciotce... w zawiązaniu rany... którą mam na ręce... wła-
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/225
Ta strona została przepisana.