Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/245

Ta strona została przepisana.

— Najprzód, moje drogie dziecię, ja ciebie wcale nie zbijam... bo wszystko co mówisz wzrusza mnie nadzwyczajnie i przekonywa o rzadkiéj dobroci twego serca... ale nie spiesz się bardzo z twoim tryumfem...
— Zobaczymy.
— Przekonasz się zaraz i uczujesz sama, że twoje porównanie.. jakkolwiek bardzo tkliwe, jest niesłuszne... Przypuszczam, że skutkiem jakiego nieszczęsnego wypadku, córka przymuszoną zostaje być podporą... opiekunką swego ojca... że mu się poświęca... jest to pięknie... szlachetnie... Ale wszakże ona nie wybierała swego ojca... gdy tym czasem kobieta, która może wybrać swego męża... byłaby... powtarzam (tylko niepatrz na mnie wzrokiem tak zagniewanym), byłaby szaloną... arcyszaloną... wybierając sobie właśnie za męża...
— Biedną istotę która właśnie potrzebuje najtkliwszej pieczołowitości, — zawołała Sabina przerywając swemu ojcu, — więc taki wybór jest czynem szalonym? Powtórz mi to mój ojcze kochany, a może ci uwierzę. Tak jest, ty, tak szlachetnie poświęcający się dla swego dziecka, ty, tak czuły na każdą jego