Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/248

Ta strona została przepisana.

— Słuchaj... ażeby ci lepiéj myśl moję oddać... opowiem ci jedną okoliczność. Wczoraj wieczorem... stosownie do twego zalecenia, widziałem... pana Onezyma... i...
— O!... wszakże prawda że niepodobna jest niedoznać współczucia na jego widok, i...
— Zgadzam się na to... ale pozwólże mi, mówić... Zawiązałem z panem Onezymem rozmowę, ażeby przekonać się trochę o jego rozumie, uczuciach. Otóż...
— O! wszakże prawda, że trudno znaleść człowieka z wyższemi uczuciami, z większym rozumem... z charakterem...
— Ależ nieszczęsna gaduło dajże mi dokończyć... Słowem, byłem zadowolony z tego młodzieńca; tylko...
— Byłam tego pewna... wszakże ja ci zaraz powiedziałam.
— Sabino... Sabino...
— Przebacz mi, mój ojcze... słucham cię już uważnie.
— Rozmawialiśmy więc z sobą dosyć długo... nie wiem przecież z kąd do tego przyszło w naszéj rozmowie... że z powodu jego krótkiego wzroku zapytałem go, czy dobrze widzi o kilka kroków od siebie... Odpowie-