kiego doznajesz dla pana Onezyma... dobre wyobrażenie jakie o nim powziąłeś...
— Słucham... dokończ..
— Dla tego wszystkiego myślisz o jego uleczeniu... że niechciałbyś może mieć krótkowidza twoim zięciem... — dodała Sabina rumieniąc się i spuszczając oczy w pomieszaniu swojem.
— Do diabła!... jakże ty szybko postępujesz!... O! ja nie udzielam tak prędko mego przyzwolenia... Ale, uspokój się... nie zupełnie ci jeszcze odmawiam, i najlepszym dowodem mych dobrych chęci jest to... że...
— Że?
— Uściskaj mnie jeszcze, — rzekł Iwon. Potem, zbliżając się do drzwi, dodał: — Zaczekaj tu na mnie... za godzinę wrócę do ciebie.
— Wychodzisz, mój. ojcze?
— W interessie bardzo ważnym...
— I nic więcej mi nie powiesz?
— Ani jednego słowa... Jestem okrutnym człowiekiem jak widzisz... Do zobaczenia... poczekaj na mnie i nie bądź zbytecznie niecierpliwą.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/255
Ta strona została przepisana.