Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/261

Ta strona została przepisana.

jednem okiem, — wszakże ja ci mówiłem, pamiętasz... że się to na tem kiedyś skończy.... i tak się też stało.
— Jakto?... co się stało? — zapytała ochmistrzyni, nie chcąc zrozumieć zuchwałego żartu swego towarzysza, — na czem się to skończyło?
— Na tem, żeś przyszła w nocy, potajemnie, na paluszkach, bez światełka, samiuteczka... ażeby mi opowiadać rozmaite historyjki w moim pokoiczku... przy mojem łóżeczku.
— Panie Segoffin... jesteś bezczelny.
— Przysięgam ci, moja droga, że potrafię milczeć, i że, gdyby nie ten sen przeklęty... byłabyś przyjętą... ah!... przyjętą jak królowa miłości... i przyrzekam ci że drugim razem...
— Ponieważ jesteś na pół szalonym, i równie ślepym na umyśle jak na ciele, przeto nie zważam na twoje głupstwa... Chcę ci tylko powiedzieć że pukałam do ciebie... żądając twojéj pomocy, ratunku.
— Pomocy! ratunku! przeciw komu?
— Ale ponieważ ty zajęcze masz serce... leżałeś cichutko, udając jakobyś spał mocno i wcaleś mi nie odpowiedział.
— Powiedzże mi Zuzanno... na prawdę, cóż