bezpieczeństwa, które tylko odwłóczył na chwilę.
Trzeci i ostatni ukłon armatora (trzy ukłony były podówczas rzeczą konieczną) był zanadto podobny do dwóch pierwszych, ażeby na osobną zasługiwał wzmiankę.
Skończywszy wstępne ceremoniały, już miał przemówić do Zuzanny, gdy wtem spostrzegł Segoffina.
— Patrzaj, jesteś tutaj, — rzekł do niego armator skinąwszy uprzejmie głową, Nie spostrzegłem cię wcale... Stary wilku morski.
— Ba! — odpowiedział Segoffin niby to uśmiechając się, gdy tymczasem tylko usta wykrzywił okropnie, — gdyby się było wilkiem morskim dla tego że się mieszka nad brzegiem.... to ta Pani, tu wskazał na Zuzannę, musiałaby być z tego tytułu morską wilczycą.
— Zawsze wesoły i żartowniś! — zawołał armator, — a jakże twoje oko... mój biedny chłopcze?
— Jak pan widzisz... kochany panie Verduron: już na nie wcale nie widzę... ale dajmy temu pokój... proszę Pana bardzo... Nje mówmy o tem, mam bowiem moje powody.
— Bardzo temu wierzę, biedaku... bo szcze-
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/268
Ta strona została przepisana.