dzo ważnym, — odpowiedział armator zalotnie. — Zapewne to mam zaszczyt mówić z jego małżonką;... w takim razie, ja...
— Daruj Pan... jestem tylko ochmistrzynią Panny Cloarek.
— Jakto? Kap...
Ta pierwsza zgłoska nie wyszła jeszcze z ust armatora, gdy Segoffin krzyknąwszy nagle z całych płuc swoich i uderzywszy silnie Zuzannę w rękę, zawołał:
— Ah! mój Boże... patrzajże... patrzaj!...
Ochmistrzyni tak została przerażona i głosem i poruszeniem Segoffina, że sama krzyknęła jeszcze głośniéj i przez to samo nie usłyszała owéj zgłoski tak zatrważającej. Dla tego też zaledwie przyszła do siebie z tego przestrachu, rzekła do starego sługi z wielką cierpkością:
— To jest rzecz nieznośna, przestraszyłeś mnie okropnie... Drżę jeszcze cała...
— Ale patrzajże tam, — dodał Segoffin wyciągając rękę w kierunku skał nadbrzeżnych, — trudno temu uwierzyć... słowo honoru.... to rzecz nadprzyrodzona.
— Co takiego? — zapytał armator śledząc oczyma w kierunku przez Segoffina wskazanym, — cóż ty tam widzisz?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/270
Ta strona została przepisana.