— Na Boga! odprowadźże Pannę! powtórzył Segoffin zwracając się do ochmistrzyni.
Ta nie czekała już rady Segoffina, ażeby Sabinę odprowadzić do domu, zwłaszcza że dziewica zbladła okropnie i drżenie opanowało wszystkie jéj członki na widok tak gwałtownéj sceny; ale panna Cloarek pomimo przestrachu swego i próśb ochmistrzyni nie chciała się oddalić, uważając za pewien rodzaj podłości zostawienie przyjaciela swego ojca na łup niecnego obejścia się z nim Segoffina, dla tego, wydzierając się z rąk Zuzanny, zbliżyła się do obu męszczyzn, i w oburzeniu swojem zawołała:
— Segoffinie... postępowanie twoje jest haniebne; w imieniu ojca mojego nakazuję ci ażehyś zaprzestał tego zgorszenia.
— Ratunku! on mnie zadusi; — błagał głosem osłabionym pan Florydon Verduron, tuląc się do baryery stojącéj nad rowem. — Ah! ty nieszczęśliwy szaleńcze, kapitan ciebie...
Te ostatnie słowa: kapitan ciebie, wymówione, na szczęście, głosem tak stłumionym, że Sabina ich nie dosłyszała, były właśnie zgubą dla armatora.
Segoffin pochwyciwszy w pas pana Verduron
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/284
Ta strona została przepisana.