jest skończona; poświęć mi Pan tylko dwie minuty uwagi. Słuchaj Pan... Idzie tutaj o trzymasztowy okręt Kompanii Indyjskiej, naładowany sztabami srebra i złota i monetą bilą wartości dwóch milionow franków. Czy Pan rozumiesz... dwa miliony franków.
— Mało mnie to obchodzi.
— Słuchaj Pan... Okręt ten bardzo został uszkodzony w czasie ostatniego wichru; obecnie jest na reparacyi w Jersey, i jutro wieczorem z podniesieniem się morza ma w dalszą puścić się drogę, pod eskortą jednéj korwety wojennéj. Na teraz nic już Panu więcéj nie powiem.
— I masz Pan słuszność... Gdyby nawet ten statek naładowany był dziesięciu milionami, nie wypłynąłbym dla niego na morze... jakem już Panu raz powiedział.
— Powiedziałeś mi Pan, to prawda, kochany kapitanie; ale to nie jest jeszcze ostatnie słowo Pana, a to dla kilku ważnych powodów.
— Nigdy dwóch słów nie daję, Mości panie.
— Ani ja, kochany kapitanie;... ale co robić... częstokroć... mimowolnie... okoliczności...
— Jeszcze raz powtarzam: nie, więc nie.
— Powiedziałeś Pan: nie.. to dobrze! teraz
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/297
Ta strona została przepisana.