Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/302

Ta strona została przepisana.

rozprawiasz, jak uważam, o bitwach... ale proszę mi powiedzieć, z czyjéj tu strony będzie egoizm? Pan siedzisz sobie spokojnie w swoim kantorze w Dieppe, gdy tymczasem marynarze statków które Pan tylko uzbrajasz, wystawiają się na wątpliwy los najokropniejszych częstokroć bitew...
— Jakto! więc ja nic nie narażam? — zawołał Verduron, — a te kule i strzały które do mnie wymierzają... co? mój panie?
— Ha! ha! — wrzasnął Segoffin, — na uczciwość moję! nie wiedziałem dotąd, że to i Pan masz zwyczaj przyjmowania gradu kul i kartaczów.
— Niezawodnie, mój Panie! wszakżeje przyjmuję w moim statku! Dla tego też, któż to opłaca wszystkie reparacye i naprawy, jeżeli nie wasz sługa?... a rany, a ręce, a nogi odcięte... zapewne to wszystko nic nie znaczy... co?
— Ha! ha! — odezwał się znowu Segoffin, — więc masz Pan także i ten zły zwyczaj tracenia wszelkiego rodzaju rąk i nóg? Mój Boże! jakiż to biedny człowiek! Do stu piskorzy! co to za nieszczęście!
— Udawaj że ty nic nie wiesz, stary szatanie! Czyliż to w waszéj ostatniéj i zaciętéj wal-