tor, — to już nie dba o to wcale, czyli inni mają go także lub nie.
— Panie Verduron, — rzekł Cloarek, — dotąd byłeś tylko śmiesznym, ale teraz stajesz się już zabawnym; to nie mały postęp.
— Ja nawet znajduję, — dodał Segoffin głosem moralisty, — że co do pana armatora możnaby powiedzieć, iż na swoje stare lata podjął się trudnéj roli bufona.
— Czy tak, — zawołał armator do rospaczy przywiedziony, — dobrze więc! zdaje wam się że ja żartuję... najlepszy żart będzie tego, kto na końcu zażartuje.
— Uspokój się, kochany Panie Verduron, uspokój się, — rzekł Cloarek, — dzięki Bogu, nie zbywa przecież w Dieppe na walecznych kapitanach korsarskich, i nie jeden jest równie zdolny do dowodzenia Głownią Piekielną, do udania się do Jersey, celem zdobycia tego bogatego łupu i stoczenia porządnéj bitwy z Kapitanem Blak. Chociaż przyznam się Panu, że ta bitwa jest jedyną rzeczą, której dzisiaj żałuję...
— Więc Pan odmawiasz Kapitanie?
— Po raz dziesiąty, odmawiam.
— Stanowczo?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/304
Ta strona została przepisana.