Zimna krew kanoniera przywróciła Iwona do przytomności, jakoż, rzuciwszy się z żalem na krzesło, powiedział:
— Masz słuszność... jestem szalony... Ale, Segoffinie... miéj litość nademną.
— Co znowu! Mój Panie kochany! Panuż to przemawiać do mnie w ten sposób?
— Co ja mam powiedzieć? co mam uczynić? cała głowa moja w ogniu... czuję że mam zawrót.
— Cży Pan mojéj rady żądasz?
— Mów... mów, Segoffinie.
— Oto trzeba udać się do Hawru.
— Opuścić Sabinę w obecnym jéj stanie! Zwiększyć jéj trwogę nagłym odjazdem i nieobecnością dla niéj nieodgadnioną, zwłaszcza po moich przyrzeczeniach! Opuścić ją w chwili, kiedy najwięcéj potrzebuje méj opieki, przywiązania... w chwili może jéj wyjścia za mąż...
— Co, Panna Sabina...
— Tak, małżeństwo to nie podobało mi się z początku... teraz zaś... mam w niem ufność, dla przyszłości méj córki; ale trzeba ażebym nią mógł kierować... otoczyć dziecię moje ciągłą i ojcowską pieczołowitością, i ja w takiéj chwili miałbym puścić się znowu na morze...
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/324
Ta strona została przepisana.