W przeciągu tych trzech dni, rysy Zuzanny zmieniły się prawie do niepoznania; boleść, trwoga i łzy wycisnęły na nich siady okropnego cierpienia.
W milczeniu przyjrzawszy się przez chwilę Onezymowi, Zuzanna cofnęła się pocichu od jego łóżka, i skinęła na czuwającą przy nim kobietę, ażeby się do niéj zbliżyła:
— Jakże się ma chory od chwili mojéj ostatniéj bytności?
— Zdaje się że jest mniej cierpiący, ale więcéj wzruszony.
— Nie uskarżał się wcale?
— Bardzo mało.... pytał mnie kilka razy o szczegóły wszystkiego co się stało, ale, podług pani zalecenia nic mu nie odpowiedziałam.
— Dzięki Bogu.... widać że już wraca do przytomności!
— O! zupełnie Pani.... Zdaje się nawet, że mówiłby nierównie więcéj, gdyby mu tylko odpowiadano na wszystkie jego pytania.
— Czy nie pytał się o mnie?
— Owszem, Pani, kilka razy powtarzał: „Wszakże tu moja ciotka przyjdzie?... Czy ona rychło nadejdzie?”... Odpowiedziałam mu, że Pani prawie co pół godziny przychodzi....
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/330
Ta strona została przepisana.