Gdy wieśniaczka wyszła, Zuzanna usiadła na jéj miejscu.
Usłyszawszy głos swéj ciotki, Onezym zadrżał z radości, a ujrzawszy ją przy sobie rzekł do niéj.
— Jesteś, moja ciotko... o! jakże to dobrze.
— Drogie... drogie moje dziecię... — odpowiedziała ochmistrzyni z wzruszeniem które z trudnością tylko powściągała, — słyszałam żeś westchnął... czy zawsze jeszcze cierpisz... czy teraz więcéj jak poprzednio?
— Nie... zapewniam cię... czuję nawet że mi daleko jest lepiéj.
— Tak tylko mówisz ażeby mnie uspokoić!
— Patrzaj... weź moję rękę... widziałaś jak była dawniéj rozpalona... zobacz moja ciotko!
— To prawda... nie jest już tak gorąca... A twoja rana, czy cię zawsze jeszcze dolega?
— Trudno mi trochę oddychać, i nic więcéj.
— Nic! mój Boże! — Nic... od rany zadanéj sztyletem w sam środek piersi?...
— Moja ciotko kochana!
— Cóż chcesz?
— A Panna Sabina?
— Wszyscy jesteśmy zdrowi... wszyscy, wszakżem ci już powiedziała.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/332
Ta strona została przepisana.