go schronienia, biedna, kochana dziewczyna (zdaje mi się że ją widzę jeszcze), stała na środku... blada... ale odważna... Pierwsze jéj słowa były: Dzięki ci, mój Boże!... umrę sama! mego ojca nie ma tutaj!
— O!... jakże to dobrze... jak pięknie z jéj strony... w każdym razie objawia się jéj wielkie i szlachetne serce...
— Poczem, spojrzawszy na ciebie wzrokiem śmiałym, prawie dumnym, rzekła do mnie z zapałem, pokazując na ciebie: — „Czy wierzysz teraz że on jest mężnym?... On się da zabić za nas, ale przynajmniéj razem z nim zginiemy“ — Tyle rezygnacji, tyle stałości w tak słabéj dziewczynie zdumiewają mnie teraz. Być może iż to serce lękliwe, które zwykle najmniejsza drobnostka przeraża, nabiera siły w chwilach wielkiego niebezpieczeństwa... Co przynajmniéj jest rzeczą pewną, to, że Sabina okazała się heroiczną, nawet w chwili kiedy cię widziała upadającym... Gdy nareszcie zwalczony liczbą przemagającą i ugodzony razem prawie śmiertelnym, upadłeś bez przytomności na progu jéj pokoju... czterech rozbójników... których przywódzca miał rękę na temlaku... czło
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/345
Ta strona została przepisana.