kierą w ręku, wpadł on do salonu otoczony kilku majtkami.
— O! mój Boże! — zawołał Onezym usiłując zebrać swoje wspomnienia, — ale zdaje mi się... że Panna Sabina w przystępie swoich cierpień... mówiła czasami o człowieku w tym dziwnym stroju... i który... jéj zdaniem... miał być... mordercą jéj matki...
— Niestety!... niestety! — rzekła Zuzanna z płaczem, — wspomnienie to utkwiło zbyt silnie w jéj pamięci.
— Ale, któż był ów człowiek, który w takiem ubraniu przybył na ratunek Panny Sabiny?
— Człowiek ten — odpowiedziała Zuzanna ze smutkiem, — to był korsarz, kapitan Kamienne-serce, człowiek ten,... to był Pan Cloarek...
— On! — zawołał Onezym zrywając się z pościeli mimo słabości swojéj. — Cóż to za tajemnica!... to on był... Pan Cloarek!
— Tak jest... przybył z toporem w ręku... odzież miał zakrwawioną, a twarz jego... o! nigdy... nigdy nie widziałam twarzy tak okropnéj, tak przerażającéj... Wchodzi... Sabina, nie widząc z początku jego rysów, wydaje krzyk okropny, powtarzając: czarny człowiek... czarny
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/350
Ta strona została przepisana.