Wkrótce potem stary sługa wszedł do pokoju Onezyma.
Nie była to już owa wybladła i wysoka postać z poważną a szyderską twarzą, która poprzednio wywoływała niecierpliwość lub drwinki Zuzanny; rysy tego samego człowieka przedstawiały głęboki smutek i boleść; jego maleńkie oko, zwykle tak złośliwe, było zaczerwienione od świeżych łez; podobnież widać było poniżéj szerokiego czarnego plastra, wilgotne jakieś ślady; gdyż jeżeli oko, które utracił w bitwie zasłaniając swego pana, zamknięte było dla światła, nie było przecież zamkniętem dla łez tkliwego współczucia.
Pani Robertowa nie przyjęła już swego starego współtowarzysza jak dawniéj, ze złośliwością na ustach i szyderstwem w spojrzeniu, lecz wyszła na jego spotkanie ze smutną i przychylną skwapliwością.
— I cóż! mój biedny Segoffin, — rzekła do niego, — jakie przynosisz nam wiadomości, złe czy dobre?...
— Doprawdy, ja sam nie wiem... kochana Zuzanno, — odpowiedział jéj stary przyjaciel z westchnieniem, — zależeć to będzie od tego listu...
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/354
Ta strona została przepisana.