I wydobył z kieszeni dosyć wielką paczkę opieczętowaną.
— Cóż to jest? — zapytała Zuzanna.
— List od Pana Iwona.
— Dzięki Bogu!... więc on żyje, — zawołał Onezym.
— A zdrowie jego? — dodała Zuzanna.
— Cóż chcesz? z daleka od swéj córki i po tylu wypadkach, zdaje się że to jest ciało bez duszy... odpowiedział Segoflin. — Zresztą ostatnia jego nadzieja jest w tym liście, a list ten jest do Pana Onezyma.
— Do mnie?
— Powiem tylko Panu co z nim masz zrobić; ale przedewszystkiem, powiedz Pan, czy jesteś w stanie podnieść się z łóżka?
— Jestem, — zawołał młodzieniec starając się podźwignąć, — jestem.
— Ja zaś mówię, On zymie, że nie jesteś w stanie — wtrąciła Zuzanna, — byłaby to największa nierostropność.
— Pozwól, moja kochanna Zuzano, — rzekł Segoffin — równie jak ty, jestem nieprzyjacielem wszelkiéj nierostropności, lecz... (mogę ci się przyznać teraz) ponieważ od dwunastu lat mogłem i tu i owdzie widzieć rany rozmaitego
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/355
Ta strona została przepisana.