Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/357

Ta strona została przepisana.

nój do łóżka przez Zuzannę, przekonał się, że młodzieniec mógł rzeczywiście, bez żadnego niebezpieczeństwa przynajmniéj godzinę posiedzieć.
— Ale Segoffinie, — rzekła Pani Robertowa ciągle jeszcze niespokojna, — ręczysz mi wszakże iż nie ma niebezpieczeństwa?
— Najmniéjszego... spuść się na mnie...
— Czyby nie można odroczyć tej rozmowy?
— Dla czego? — odpowiedział stary sługa głosem bardzo wzruszonym. — Ah! bo widzisz.. nie daleko stąd... jest ktoś... co liczy każdą godzinę... każdą minutę.
— Co mówisz? — zawołała Zuzanna, — czyby to był Pan Cloarek?
— Mówiłem ci, odrzekł Segoffin, nie odpowiadając na to pytanie, — mówiłem ci że nie daleko stąd jest ktoś co oczekuje życia... lub śmierci.
— Wielki Boże!... powtórzył także Onezym, życia lub śmierci!...
— Albo raczéj nadziei... lub rozpaczy... — odpowiedział Segoffin głosem uroczystym, — a nadzieja ta... lub rospacz zależeć będą od przeczytania tego listu... dla tego to, Zuzanno.. żądam od twego siostrzeńca ażeby zebrał wszy-