wy wcale! Jeżelibym kiedy miała iść za mąż, od czego zachowaj mnie Boże, to pewnie bym nie ciebie wybrała.
— Niewiadomo...
— Jakto, już to ja wiem o tem dobrze.
— Co ma być... to będzie, moja kochana.
— Ależ...
— Dajmy temu pokój... dajmy pokój, — rzekł flegmatyk przerywając Zuzannie Robertowéj z najpewniejszą o sobie zarozumiałością, — pragniesz tego jak najgorzéj ażeby mnie zaślubić. Co ma być, to będzie, nie mówmy już o tem.
— O! Chryste Panie! — zawołała powiernica sędziny, urażona do żywego taką zarozumiałością tego człowieka; poczem wyrzucając sobie podobne uniesienie, dodała z szyderczą spokojnością: — Masz słuszność, panie Segoffin... nie mówmy już o takiem głupstwie. Nie pozostaje nam teraz jak tylko rozmowie się o Panu... Oto, kostium jego już gotowy... trzeba mu go odnieść do pokoju, bo zapewne w krotce powróci z trybunału.
— AH! — westchnął Segoffin kiwając głową, — trybunał...
I jeszcze głębsze wydał westchnienie.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/36
Ta strona została przepisana.