Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/38

Ta strona została przepisana.

wdy, nie godzi się tak żatować... z Pana, którego znasz od dziecka... i który dla ciebie jest taki dobry.
— Niech i tak będzie, — odpowiedział Segoffin obojętnie, — myśl sobie że ja żartuję... Ale tymczasem, daj mi kostium Pana, bo polecił mi żebym go zaniósł do jego pokoju, a zapewne też w krótce nadejdzie.
— Niestety!... więc to jest prawda, — zawołała Zuzanna, nie wątpiąc już wcale o téj nieszczęsnéj wiadomości, jaką jej Segoffin przyniósł, — więc znowu zaszło jakieś nieporozumienie, pomiędzy Panem a jego prezesem!
— Nieinaczéj, — odpowiedział Segoffin, — kiedy go oknem wyrzucił.
— Mój Boże! mój Boże! Ależ tym razem, to Pan niezawodnie już straci swój urząd.
— Dla czego?
— Jakto dla czego? po tokiem zgorszeniu, i to ze strony urzędnika, odbiorą mu urząd, powiadam ci jeszcze raz; a nasza biedna Pani! znowu nowy cios dla niéj; i to jeszcze w stanie w jakim ona się znajduje... ależ, mój Boże! cóż to za życie... być w ciągłéj niespokojności, w ustawicznéj obawie! ubóstwiać swego męża,