— Jego pojedynku! — zawołała pani Robertowa! — Jakiego pojedynku?
— Z powodu jego dzisiejszego pojedynku, — odpowiedział Segoffin poważnie i korzystając ze zdumienia Zuzanny mówił daléj: — Inni znowu mówili: — „Nie, prezes kazał go zawołać do siebie w sprawie pewnego wieśniaka, którego wniesiono do jednego sklepiku.“
— Jakiego wieśniaka? — pytała Robertowa z coraz większem zadziwieniem.
— Tego co to wiesz, — odpowiedział Segoffin naiwnie, — „Zdaje się tedy, — mówiono w Pałacu, — że poszedł do gabinetu prezesa że się tam pokłócili i że go nareszcie oknem „wyrzucił.”
— O! mój Boże! — westchnęła Zuzanna składając ręce z przerażeniem.
— Wtedy, ja, — dodał Segoffin z uśmiechem wewnętrznego zadowolenia, — ja, co znam pana bardzo dobrze, powiedziałem sobie zaraz: jeżeli był ktoś wyrzucony przez okno, to pewnie tamten, i miałem słuszność; koniec końcem, co się stało, odstać się nie może. Teraz odniosę kostium do pokoju Pana.
— Co się stało, odstać się nie może; zawsze
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/40
Ta strona została przepisana.