urodzeniu byłem prawie świadkiem, ponieważ widziałem go jeszcze małym chłopczykiem biegającym po żwirowych wybrzeżach Penhoet, gdzie dla rozrywki nieraz obsypywał guzami dziatwę rybaków i sam je od niej odbierał, zawsze był jak kogut zacietrzewiony, prawdziwy Bretańczyk, gotów z samym diabłem pójść w zapasy; jak się tylko rozgniewał, już wtedy po głowie, musiał koniecznie wygrzmocić kogo, to kochane panisko; zawsze on był takim... niestety! na swoje nieszczęście. Ale przecież nigdy nie przyszło do tego, ażeby aż prezesów przez okna wyrzucał. Co robić, co się stało... odstać się nie może.
Poczem zabrawszy kostium swego pana, Segoffin powiedział do Zuzanny:
— Więc tu już nic nie brakuje... do tego ubioru?
— Jakto... czyś ty już zupełnie rozum stracił?... To pan sędzia miałby jeszcze myśleć pójść na tę zabawę?
— Nie wiem czy myśli o tem lub nie... kazał mi tylko mieć swój ubiór w pogotowiu, ażeby się mógł wcześniéj ubrać.
— Co znowu? po tem wszystkiem co zaszło, onby miał pójść na bal?
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/42
Ta strona została przepisana.