— Nie, nie, uspokój się, Zuzanno, — dodała młoda kobieta: — obecność prezesa na téj zabawie... poważanie jakie Iwon powinien mieć dla niego, utrzymają go w przyzwoitych granicach... zresztą na prowincyi uważa się na wszystko. I jeszcze raz powtarzam, że niewiedzanoby juk sobie tłómaczyć nieobecność mego męża.
— A jednak, pani...
— Zalecę Iwonowi ażeby pamiętał o sobie, dodała Jenny z uśmiechem, — przynajmniej będzie mógł korzystać z zabawy, którą nasze życie samotne tym przyjemniejszą mu uczyni.
Zuzanna obawiając się skutków zaślepienia swéj pani, rzekła nareszcie z odwagą;
— Pani, ja mówię że pan nie powinien pójść na tę zabawę.
— Zuzanno... Ja ciebie nie rozumiem.
— Wierzaj mi pani...
— Ale... cóż takiego?...
— Moja droga pani, — zawołała Zuzanna składając ręce — zaklinam panią w jéj własnem imieniu, i w imieniu tego dziecięcia, wstrzymaj pani męża ażeby nie poszedł na bal dzisiejszy.
— Zuzanno, co to znaczy? Ty mnie przestraszasz.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/55
Ta strona została przepisana.