Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/64

Ta strona została przepisana.

— Wszakże widzisz... że ubrałem się wcześnie, ażeby pozostać przy tobie aż do chwili wyjścia.
I rysy Iwona, pogodne aż dotąd, zachmurzyły się znowu.
Cień ten na obliczu męża nie uszedł bynajmniéj baczności Jenny; i dla tego więcéj jak kiedykolwiek czuła potrzebę sprobowania wszystkiego, ażeby odwieść męża od udania się na ten bal; mimowolnie bowiem wzmagała się w jéj duszy obawa, jaką pani Robertowa w niéj obudziła.
W skutek tego pani Cloarek dodała:
— Iwonie.... nie odchodź odemnie dzisiaj wieczorem.
— Jakto?
— Poświęć dla mnie tę zabawę.
— Co mówisz?
— Pozostań zemną.
— Ależ Jenny, wszakżeś sama nalegała ażebym...
— Ażebyś przyjął to zaproszenie... prawda... nawet dzisiaj rano jeszcze... cieszyłam się że się rozerwiesz trochę, ty... co żyjesz tak odosobniony.