przybywający rzekł do oberżysty łamaną francuzczyzną:
— Czy tu nie był pewien podróżny?
— Podróżny, nazwiskiem pan Dupont? nie prawdaż?
— Tak jest.
— Pójdź pan ze mną, zaprowadzę go do pana Dupont.
Połączywszy Anglika z Maltańczykiem, i podawszy im śniadanie, gospodarz otrzymał rozkaz ażeby im nie przeszkadzał i nie wchodził do pokoju, dopóki na niego nie zadzwonią.
Gdy obaj cudzoziemcy zostali sam na sam, Maltańczyk uderzywszy z gniewem pięścią o stół, zawołał po angielsku:
— Ten przeklęty kontrabandzista cofa się, wszystko zgubione.
— Co mówisz?
— Prawdę mówię... prawdę tak niemylną, jak to, że z radością utopiłbym nóż w sercu tego nędznika który nas zdradza.
I blady z gniewu, Maltańczyk utkwił, nóż w stole.
— Do pioruna! — zawołał Anglik wychodząc nareszcie ze zwykłéj sobie obojętności. —
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/80
Ta strona została przepisana.