on... on niezawodnie,
— Jest tylko sam jeden, — dodał spiesznie Maltańczyk, — sam jeden.
— Wchodzi do naszéj oberży.
— Wszystko nam sprzyja... musiał zostawić w Dieppe swego kanoniera, — rzekł Maltańczyk. — Jest nas dwóch, a on tylko jeden.
Russell, olśniony zapewne jakąś niespodziewaną myślą, uderzył się w czoło, jego twarz martwa i wybladła, zarumieniła się lekko, iskra szatańskiéj radości zabłysła w jego szarych oczach, i rzekł do swego towarzysza głosem dyszącym, w którym przebijała się jakaś złowroga nadzieja.
— Wszakże w każdym razie możemy dzisiaj liczyć na kontrabandzistę?
— Tak jest... gdyż chcąc sobie zapewnić, w razie potrzeby, środki do ucieczki... powiedziałem mu ażeby na nas czekał.
— Jeszcze jest nadzieja, — zawołał Russell dzwoniąc gwałtownie, — ufność i odwaga!
— Co mówisz?... — zapytał Maltańczyk, — co chcesz uczynić?
— Dowiesz się późniéj... ale milcz, któś nadchodzi.
Rzeczywiście, oberżysta wszedł do pokoju.
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/90
Ta strona została przepisana.