— Śniadanie pana było wyborne, — rzekł do niego Russell, — ile się za nie należy?
— Razem z pokojem, sześć franków.
— Proszę... a to w dodatku na piwo dla chłopca.
— Bardzo pan łaskaw... spodziewam się że pan w przyszłości domu mego nie pominiesz.
— Niezawodnie; ale powiedz mi, panie gospodarzu, zdaje mi się, że słyszałem pojazd pocztowy zatrzymujący się przed oberżą. Czy to jaki podróżny stanął u pana?
— Tak, panie, dopiero co przybył i umieściłem go w pięknym niebieskim pokoju, wychodzącym na ogród.
— Pewnie to jest jedna z dawnych pana znajomości, bo gościom przyjemnie jest wracać do porządnego hotelu?
— Prawdziwie, pan zbyt dobry jest dla mnie... ale tego podróżnego widziałem dopiero raz pierwszy.
— Zapewne ma liczny dwór z sobą?... kilku służących? czy długo tu zabawi?
— Nie, panie, tylko tyle czasu ażeby cóś przekąsił; zresztą, nie jest to żaden magnat... podróżuje sam jeden i zakrawa tylko na jakiegoś porządnego obywatela... śpiewa sobie cóś
Strona:PL Sue - Głownia piekielna.djvu/91
Ta strona została przepisana.