i prędkim, który był zwykłym jego sposobem mówienia, — czy Pani już wróciła? — czy ubrana? — czy już gotowa?
— Pani margrabina wcale nie wychodziła, — odpowiedziała panna służąca Liza.
— Jaklo?... Pani nie wychodziła o jedenastéj?
— Nie, Panie, gdyż Pani wstała dopiero o pół do pierwszéj.
— No proszę, więc i tym razem, znowu nic z tego nie będzie! — rzekł P. de Luoeval, tupnąwszy nogą z niecierpliwości; poczem dodał:
— Ależ przynajmniéj Pani jest ubrana?
— O! nie, Panie!... Pani jeszcze jest w negliżu.. Nawet nic mi Pani nie mówiła czy miała wyjść dzisiaj.
— Gdzież ona jest?... — zawołał P. de Luceval.
— W małym salonie od ogrodu, Panie.
W chwilę potem, P. de Luceval z łoskotem wszedł do ubieralni gdzie jego bezczynna żona rozlegała się niedbale w swoim fotelu; było jéj w nim tak dobrze... tak dobrze... że nie miała nawet odwagi odwrócić głowę ażeby zobaczyć kto wszedł do pokoju.
— Doprawdy, Florencyo, — rzekł P. de Luceval, — tego już znieść niepodobna...
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/10
Ta strona została przepisana.