kać na schodach, wychodząc z domu lub wracając do siebie.
— On? — zawoła! odźwierny z pewnym wyrzutem, — Pan Renaud miałby u siebie przyjmować takie kobiety... ah! Pani.
I załamał dłonie.
Promyk radości i nadziei rozjaśnił na chwilę smutne rysy młodéj kobiety, która dodała z nieznacznym uśmiechem: Daleką jestem od myśli czernienia obyczajów tego Pana, i zadziwienie jakie w Panu spowodowało moje zapytanie, uspokaja mnie w tej mierze...
— Pan Renaud, jest człowiek tak porządny, jakich mało na świecie; co dzień, czy to w niedzielę, czy w święto, wychodzi o pół do czwartéj lub o czwartéj rano z domu, nie wraca prędzéj jak po północy... i nie przyjmuje nigdy żadnych wizyt.
— Wierzę temu... musiałyby to być wizyty nadzwyczajnie ranne... — rzekła młoda kobieta, zdając się być bardzo uderzoną temi wszystkiemi szczegółami. — jakto? więc on codziennie wstaje tak rano?
— Tak jest, Pani, zimą i latem... zawsze o jednej godzinie.
Strona:PL Sue - Kuzyn Michał.djvu/103
Ta strona została przepisana.